Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze jeziora Wdzydze, w zamku oblanym niedużą wodą żył książę Sorka. Pewnego razu w czasie polowania książę zapędził się w dziką knieję, ścigając jelenia.

Niespodziewanie znalazłszy się na brzegu swojej wody ujrzał po przeciwległej stronie rusałkę, którą okoliczny lud zwał Wdzydzaną. Widział ją tylko przez krótką chwilę wystarczyło jednak, by stracić dla wodnicy serce. Nic dziwnego, rusałka była bowiem bardzo piękna. Sorka wezwał natychmiast poddanych i kazał im kopać tam, gdzie Wdzydzaną zapadła się pod ziemię. Na darmo jednak kopano rowy w jedną i drugą stronę - zalewała je woda. Gdy w jakiś czas później książę powtórnie ujrzał rusałkę, a było to w zupełnie innym miejscu, ta ponownie zniknęła pod ziemię. I znów zaczęto kopać, i znów doły wypełniała woda. Jeszcze kilkakrotnie Wdzydzana

zwodziła Sorkę, a powstałe z wielkiej ilości dołów jezioro rozrastało się, krzyżowało swe ramiona, jakby próbowało ją pochwycić. Dopiero na łożu śmierci Sorka zrozumiał, że strawił życie w pogoni za ułudą. Coś jednak z niej wynikło: powstało piękne jezioro, nazwane dla upamiętnienia miłości księcia Wdzydze. Zaś imię księcia nosi jedna z wysp na jeziorze. Ma ona około pół kilometra długości i 150 metrów szerokości; owalna, o kształcie ściętego stożka, wygląda jakby usypana ludzką ręką. Z nią właśnie wiążą się wszystkie legendy dotyczące powstania jeziora.